×

O nauce języka angielskiego rozmawiam z Wiktorem Jodłowskim, założycielem innowacyjnej szkoły językowej Talkersi.

14.03.2019 / Wszystkie kategorie / Zawodowi Klienci

#

Osoba, której wszędzie pełno. Człowiek pozytywny, pełen humoru. Jednocześnie spójny w tym, co robi i mówi. Potrafi publicznie cieszyć się z sukcesów i przyznawać do porażek. Wiktor Jodłowski od pięciu lat współtworzy Talkersów, specjalistów w nauce skutecznej komunikacji po angielsku.

Skąd pomysł na to, aby uczyć innych?

Podobnie jak wielu młodych ludzi, po skończeniu studiów borykałem się z odpowiedzią na pytanie co ze sobą zrobić, na czym zbudować przyszłość. Przez kilka miesięcy próbowałem wielu potencjalnych rozwiązań, szkoleń, coachingów. Moje pomysły krążyły wokół wiedzy i komunikacji z innymi ludźmi, ale nie miałem pojęcia w jaki sposób przekuć je w konkretną usługę czy produkt. Nic nie wymyśliłem, więc postanowiłem wywrócić życie do góry nogami. Razem z Mają, dziewczyną, którą poznałem kilka miesięcy wcześniej, wyjechałem do Londynu. W Anglii pracowałem w kawiarniach, ale szybko poczułem, że aby się spełnić, chcę robić coś bardziej przedsiębiorczego. Po wielu miesiącach zrobiłem audyt samego siebie. Tego, co mogę i potrafię robić.

Do jakich wniosków doszedłeś?

Zdałem sobie sprawę, że dość łatwo przychodzi mi komunikacja po angielsku. Do tego miałem umiejętność wytłumaczenia skomplikowanych spraw w jasny dla drugiej strony sposób. Postanowiłem połączyć te dwie kompetencje i zacząć pracę jako korepetytor języka angielskiego. Wrzuciłem ogłoszenia na lokalne portale dla polskiej społeczności w Londynie. Nawiasem mówiąc, wiąże się z tym zabawna historia. Po dwóch tygodniach od umieszczenia postu zadzwoniła do mnie pierwsza zainteresowana, Irma. Na pytanie, czy ogłoszenie jest aktualne, odpowiedziałem, że nie. Miałem gorszy dzień, jak zresztą wiele z nich w Anglii. Na szczęście była obok mnie Maja, którą zirytowała moja postawa. „Jak to możliwe, że przez wiele miesięcy analizujesz, co zrobić, a w momencie, gdy wszechświat odpowiada, rezygnujesz, mówisz „nie, dziękuję, postoję”?”. Wziąłem telefon, oddzwoniłem do Irmy i zapytałem, czy nadal poszukuje korepetytora (śmiech). To było pięć lat temu, w styczniu. Pierwsze lekcje odbywały się w egzotycznych warunkach, w kawiarniach czy McDonald’s. Po powrocie do Polski kontynuowałem budowanie własnej marki jako korepetytora.

Pierwsza lekcja z Irmą zapoczątkowała historię Talkersów?

Nie. Pierwszy rok funkcjonowałem pod własnym nazwiskiem. Dopiero, gdy grafik wypełnił się po brzegi zacząłem zatrudniać pierwszych lektorów. W tamtym czasie powstał pomysł na założenie firmy z prawdziwego zdarzenia, odejście od freelancerskiej działalności.

Metoda nauczania, z jakiej słyniecie, została stworzona przez ciebie na samym początku?

Pod koniec roku działalności solo, mój mentor, Maciek Stępa, zaprezentował mi fundament metody, jaką dziś stosujemy w Talkersach. Opowiedział o tym, na czym powinna polegać, jakie powinienem mieć podejście. Zaufałem jego słowom, a całość zaczęła dość szybko działać, przynosząc niesamowity skok jakościowy oferowanych kursów. Cały czas nieustannie doszlifowujemy metodę, dorzucamy kolejne elementy. Jednak trzon i sens zaprezentowany przez Maćka pozostał.

Czy to podejście do nauczania języka wyróżnia was na tle konkurencji?

To, co nas wyróżnia, jest ciężkie do uchwycenia w marketingu. Nam faktycznie zależy na tym, aby człowiek, który się zgłosi, nauczył się mówić po angielsku. Jeśli osoba notorycznie nam tę naukę uniemożliwia, zwalniamy klienta. O tym mówię otwarcie.

Macie tak trudne przypadki?

Zdarzają się. Są to osoby, które z jakiegoś powodu nie chcą być nauczone. Przykładem może być chłopak, który z siedemnastu lekcji był obecny na dwóch. Mam przed oczyma teraz go z, w cudzysłowie, ukończonym kursem. Zapytany, gdzie uczył się angielskiego, odpowiada, że u Talkersów. Nie doda, że opuścił 90% lekcji. Jego poziom języka będzie dowodem na to, czy uczymy dobrze, czy też nie. Chcę, by za naszą marką stała merytoryka, wiedza, rzeczywista praca z językiem. Jesteśmy uczciwi względem klientów, i oczekujemy tego samego w zamian.

Wasze kursy są szyte na miarę i potrzeby klienta. W jaki sposób oceniacie, jaki kurs spełni jego oczekiwania?

Jeśli zgłaszasz się do Talkersów, zostaniesz umówiony przez doradcę ds. kursu na lekcję zapoznawczą z lektorem. Godzina, jaką wspólnie spędzicie, da możliwość oceny twojego poziomu wiedzy, i wspólnego wyznaczenia celu nauki. Wyniki spotkania trafią do doradcy z formie karty celu, a on, na podstawie naszej metodologii, przekaże Tobie ofertę dokładnie na taką liczbę godzin, jaką potrzebujesz, by osiągnąć założony cel. Jeśli z danych wynika, że klient potrzebuje trzydziestu lekcji, nie wciśniemy mu stu tylko po to, aby dobić target. Nie maksymalizujemy tego, co sprzedajemy. Maksymalizujemy adekwatność tego, co mu sprzedajemy. Co więcej – z tego, czy zaproponowano odpowiedni produkt, rozliczamy naszych handlowców.

Co uznałbyś za największe wyzwanie w organizacji kursów?

Może ciebie zaskoczę, ale nie będzie klasyki, czyli finansów. Rzadko zdarzają się poważne obiekcje cenowe. Mamy innego rodzaju tarcie – odwołanie lekcji na ostatnią chwilę, a następnie chęć jej odrobienia. Gdy lektor jest już w drodze, albo czeka na miejscu, nie można odrobić lekcji. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób dyplomatycznie dać klientom możliwość zaliczenia opuszczonego spotkania, bez utraty przez nich wpłaconych środków. Dlatego powstała English Gym (przyp. przed publikacją wywiadu została zamknięta. Więcej o powodach przeczytasz poniżej).

Straciliśmy niemal 45000 zł 😎😎😎😎😎😎Taki ujemny wynik finansowy przyniósł nasz innowacyjny pomysł pt. English Gym by…

Opublikowany przez Wiktor Jodłowski Czwartek, 17 stycznia 2019

Ciekawi mnie, jakich macie rekordzistów.

Pod kątem intensywności – dziesięć godzin dziennie przez tydzień. Długości – kursy trwające trzy, cztery lata. Zaznaczę, że stosując się do talkersowej metody jesteś w stanie opanować angielski w około dwa lata. Rekordziści swobodniej pochodzili do nauki rozciągając proces w czasie. Zdarza się też, że klienci wydłużają kurs, by podtrzymać aktualność języka lub szczególnie polubili lektora i chcą zachować relację. Gdy usunęliśmy z umowy karę za przedwczesne jej zerwanie, zwiększyliśmy sprzedaż wielomiesięcznych kontraktów. Zastąpiliśmy go zapisem o jednomiesięcznym okresie wypowiedzenia. Załóżmy, że wypowiadasz umowę z końcem czerwca. Płacisz za lekcje do końca lipca. Możesz je wykorzystać, chociaż nie musisz. Istnieje możliwość zamiany na voucher, który możesz oddać, sprzedać, samodzielnie zużyć w ciągu roku.

Co było powodem zmiany zapisów?

Zależy nam na tym, aby ludzie spełniali cel, jaki założyli sobie razem z lektorem. Zdarzało się, że po przeanalizowaniu aktualnego poziomu wiedzy, celu i osiągalnym czasowo rozłożeniu lekcji, informowaliśmy klienta, że będzie uczył się u nas dwa lata. Dla wielu osób zobowiązanie się na tak długi okres nie było możliwe, tym bardziej z karą umowną na karku. Decydowali się na kupno mniejszej ilości lekcji. Obecne warunki dają ludziom świadomość, że można z kursu zrezygnować w każdej chwili, a co za tym idzie, ułatwiają decyzję o podpisaniu umowy na zaproponowany przez nas okres nauki.

Skoro mówimy o zmianach, jak planujecie rozwijać Talkersów?

W najbliższym czasie otworzyć nowy oddział poza Trójmiastem. Planujemy Warszawę. Po dwóch latach wreszcie opracowaliśmy pomysł na model współpracy, który nie będzie klasyczną franczyzą, z podręcznikiem i numerem konta do przelewania comiesięcznego odstępnego. Lokalny lider ma być naszym wspólnikiem, nie franczyzobiorcą. Partnerem w efektywnym finansowo biznesie. Zabrzmiało naiwnie – nie ukrywajmy, większość projektów, które brzmią idealistycznie, nie spina się pod kątem finansowym. Mogę jednak powiedzieć, że znaleźliśmy złoty środek na to, aby oddział Talkersów działał tak samo sprawnie w Warszawie, jak i w Trójmieście.

Organizowane przez was Social English Nights pomagają w badaniu potencjału innych polskich miast?

Nie pod kątem sprzedażowym. Za to pomagają w odnajdowaniu ambasadorów marki poza Trójmiastem. Sprzedaż z SEN pokrywa koszty ich utrzymania, ale nie generuje nadwyżek i zysku. Matematycznie jesteśmy na zero. Ale zauważ jedną rzecz. Gdy organizujesz je regularnie, na wydarzenia przychodzi cyklicznie kilkadziesiąt osób, a na dodatek inicjatywa trwa już trzy lata, budujesz sobie jedną z najważniejszych rzeczy – kapitał relacyjny. Social English Night tworzy bardzo pozytywny PR-owy wizerunek Talkersów. Ludzie, którzy nigdy z nami nie pracowali, nie korzystali z naszych usług, nie mają nikogo znajomego, kto był naszym klientem, w publicznych postach na pytanie „Kogo polecacie do nauki języka angielskiego?” oznaczają mnie i Talkersów.

Otwarcie komunikujesz odbiorcom, ze wspólnie z nami, FormImpress, pracujesz nad wydaniem pierwszej książki, Talkbook’a. Chcecie pomóc w nauce osobom, które nie mają dostępu do waszych kursów?

Książka odzwierciedla moją filozofię. Mówi ona, że języka możesz nauczyć się zarówno z lektorem, jak i bez. Wystarczy Twoja chęć i samozaparcie. Tak samo jest ze zrzuceniem wagi. Możesz ćwiczyć na siłowi z trenerem personalnym, skorzystać z pomocy dietetyka. Oczywiście pod okiem trenera sprawa będzie prostsza. Ale nie musisz korzystać z jego usług, i jeśli odpowiednio się zaangażujesz, schudniesz. Książka, nad jaką pracujemy, da możliwość nauczenia się języka samodzielnie. Tak samo jak z trenerem, nauka z lektorem będzie łatwiejsza, ale jest możliwa bez niego. Kursy są produktem z kategorii drogich. To kilka tysięcy złotych rocznie. Książka, jako relatywnie tanie źródło wiedzy, pozwoli na skorzystanie z naszej metody osobom, które nie mają pieniędzy na kurs, lub nie chcą ich na niego przeznaczyć. Chęci i samozaparcie to jedno. Potrzebna jest także odpowiednia metoda działania. Może nią być Talkbook. 

Czym Talkbook będzie się różnił od innych podręczników?

Tradycyjne książki do nauki języka oparte są o utarte schematy. W środku znajdziesz suchą gramatykę, audio z rozmówkami nagranymi z perfekcyjnym akcentem, chociaż ludzie nie mówią tak wyraźnie, z dykcją, poprawnie. Zrezygnowaliśmy z multimedialnych materiałów wewnątrz książki. Dajemy za to wprost wskazówki na to, co robić, by się efektywnie nauczyć języka. Nie pomijamy zasad gramatycznych, ale nie jesteśmy zwolennikami wkuwania ich na zapas i na pamięć. Wielu form nie używa się w zwykłych konwersacjach. W książce znajdziesz gramatykę basic, czyli zasady, bez których ciężko ci będzie się komunikować. Resztę umieściliśmy w sekcji dla chętnych.

Większość z nas po raz pierwszy spotkała się z nauką języka w szkole. Uważasz, że skupienie nauczycieli na wpojeniu zaawansowanych zasad gramatyki wykształciła wśród ludzi wstyd do mówienia po angielsku?

Tak, jak najbardziej. Nie uczymy się w szkole mówić. Uczymy się wypełniać testy. Jesteśmy dobrzy w formułkach. Sprawa jest prosta – nie gadasz, wiec nie jesteś dobra z gadania. W szkolnej ławce trenujemy nie tę umiejętność, którą powinniśmy nabyć. Z nadzieją, że rykoszetem, przez osmozę, nauczymy się mówić. Skupienie na tym, aby perfekcyjnie pod względem gramatycznym wypowiedzieć konkretne zdanie, wywołuje niepotrzebny stres, a on zamyka nam buzie. Myślenie, że jeśli użyjemy złego czasu, wypowiemy coś niepoprawnie, narazi nas na publiczną kompromitację, prowadzi wprost do językowej porażki.

Wydaje mi się, że problem, o jakim mówimy, nie dotyczy wyłącznie Polaków.

Są nacje, które nie wstydzą się mówić po angielsku. Hiszpanie czy Włosi – totalny luz. Za to Japończyk, wychowany w jeszcze większej presji na bycie perfekcyjnym, nawet, gdy umie mówić po angielsku, zaczepiony na ulicy wydusi z siebie wyłącznie „no English”. Uważam, że Polacy potrafią mówić, ale nie mają odwagi.

Może dlatego, że na co dzień nie mamy zbyt wiele okazji do rozmowy po angielsku? 

Masz rację. A jeśli już mamy, to w niesprzyjających okolicznościach. W czasie stresującej rozmowy kwalifikacyjnej, negocjacji biznesowej. Są za to Talkersi. Najważniejsze jest to, aby uczeń był otwarty na wskazówki lektora i zaufał mu mimo strachu. Wtedy okazuje się, że szybko można nie tylko nauczyć się mówić lepiej, ale i pozbyć bariery.

Jak sobie radzicie ze stresem w czasie lekcji?

Kluczem jest empatia. Lektorzy Talkersów w większości nie mają dyplomu filologii angielskiej, co oznacza, że nie są spaczeni systemowym podejściem. W efekcie uczeń nie czuje, ze siedzi przed nim nauczyciel, ale sparing partner. Do tego nasi lektorzy nie są native speakerami. Jeśli angielski był twoim pierwszym językiem, nie masz empatii do człowieka, który ma problemy z jego nauką. Brytyjczyk jakkolwiek by się nie starał, nie jest w stanie poczuć tego, jak to jest nie rozumieć. Możliwość stwierdzenia „byłem w twoich butach, wiem, jak to jest” przekłada się na podejście lektora do ucznia i jego cierpliwość.

Czy ciężko jest odnaleźć odpowiednich lektorów?

Znaleźć – tak. Przyciągnąć niekoniecznie. Praktycznie nie korzystamy z ogłoszeń. Zacznijmy od tego, że na stronie Talkersów znajduje się specjalna zakładka dla osób, które chcą z nami pracować, z odpowiedziami na najczęściej zadawane pytania. Ile będziesz zarabiać, na czym praca polega, czy będziesz gdzieś wyjeżdżać, jaki rodzaj umowy z tobą podpiszemy i tym podobne. Dzięki temu regularnie otrzymujemy zgłoszenia nawet wtedy, gdy nie prowadzimy rekrutacji. Nie znam innej firmy, która publicznie umieszcza takie informacje w sieci.

Opowiesz o spektakularnych przemianach klientów?

Kilka osób szczególnie zapamiętałem. Chłopaka, który przyszedł do nas z poziomem wręcz A0. Gdy napisałem mu na Messengerze „Happy Birthday”, odpowiedział „Thank you very”. Już po jedenastu lekcjach mówił tak, że byłem w stanie go zrozumieć, a co więcej, on rozumiał mnie. Dziewczyna z ogromnym kompleksem językowym, która po trzech miesiącach kursu wyszła od nas z taką pewnością siebie, że dziś występuje po angielsku na zagranicznych konferencjach, w Bangkoku czy Parlamencie Europejskim. Kasia, moja pierwsza polska klientka, po dwóch latach doszła do takiej biegłości, że obecnie pracuje na wysokim stanowisku w Hadze. Wykształciliśmy też mistrza w testowaniu oprogramowania w języku angielskim.

Talkersi dają klientom gwarancję sukcesu?

Duża część sukcesu to praca własna. Jeśli będziesz odbębniać lekcje, uczyć się tylko tyle, ile kazała lektorka, nie nauczysz się dobrze mówić. Nie jesteśmy cudotwórcami i nie obiecujemy cudów. Gdyby Talkersi uczyli angielskiego genialnie przez sen w trzynaście godzin… (śmiech). Jeśli chcesz nauczyć się go od podstaw, realnie potrzebujesz dwa, dwa i pół roku. Miałem już do czynienia z wyjątkami, osobami, które zaginają czasoprzestrzeń. Cel zaplanowany na trzydzieści godzin zrealizowali w dziesięć. Większość osób musi jednak włożyć w naukę o wiele więcej czasu, pracy i cierpliwości.

Testuj bezpłatnie angielski bez limitów i sztywnych terminów: www.talkersi.pl/gym

Opublikowany przez Talkersi Piątek, 19 października 2018

Planujesz rozszerzyć działalność o naukę innych języków?

Talkersi nie mają oznaczać nauki języków obcych. To ma być komunikacja po angielsku. Snajperka, nie dubeltówka. Jednak nie wykluczam, że w przyszłości wykorzystamy wiedzę i narzędzia do zbudowania nowej marki, której celem będzie nauczanie innego języka obcego.

Wiktorze, skoro wspomniałeś o perspektywie, zdradzisz osobiste plany na przyszłość? 

Rozwój, zaangażowanie w projekty firmy, budowa marki osobistej. Zwiększanie zasięgu Talkersów poza Trójmiastem. Reszty nie zdradzę. Przyjdzie czas na odkrycie kart.

***

Pewność siebie i zdecydowanie Wiktora każe mi wziąć jego słowa na poważnie. Good luck!

***

FormImpress współpracuje z Talkersami nad usprawnianiem strony internetowej, będziemy także odpowiedzialni za skład Talkbook’a. Obserwuj FB Talkersów i FB FormImpress, będziemy informować o postępach w pracy nad książką.

Zdjęcia i materiały opublikowane we wpisie są własnością Talkersów.

Powrót
Zdjęcie autora

Agnieszka Partyka

Business Development Manager

tel. +48 514 139 185 a.partyka@formimpress.com